Karmiąc Dinozaury

Nie jest prawdą, że boimy się zmian. Wręcz przeciwnie, większość ludzi lubi zmiany. Brak jakichkolwiek zmian jest nudna. Dlatego z taką przyjemnością słuchamy plotek, kupujemy nowy telefon, zmieniamy wystrój domu, jedziemy na wakacje, kończymy studia i wybieramy pracę, czy żenimy się. Zmiany małe i duże wciąż zachodzą w naszym życiu. Na wiele z nich czekamy wręcz z niecierpliwością. Dlaczego więc tyle osób dostaje gęsiej skórki na wieść o reorganizacji, nowym managerze czy wreszcie o wdrożeniu Agile? To czego się boimy, to nie są same zmiany, ale brak kontroli nad nimi oraz ryzyko utraty czegoś co już posiadamy. Przed pierwszym problemem zabezpieczamy się tworząc plany i przygotowując się do zmian, często zresztą przesadnie, nie dopuszczając możliwości pomyłki. Brak błędów to brak możliwości uczenia się, ale to temat na osobny artykuł. Dzisiaj natomiast chcę poruszyć drugą kwestię, czyli obawę o utratę czegoś co już mamy.

Straty

Straty wynikające ze zmiany mogą być wszelakie. Te czysto materialne w naszej organizacji to np. utrata budżetu, premii, miejsca parkingowego, własnego pokoju lub kubika na potrzeby pojawiającego się Agilowego open-space, czy też środowiska buildowego, będącego do tej pory pod kontrolą jednej osoby. Do tej grupy zaliczam też utratę miejsca blisko/daleko toalety/drukarki/szefa/drzwi/okna/klimatyzatora (niepotrzebne skreślić), będące przyczyną długich dyskusji w wielu korporacjach. Te mniej materialne to chociażby utrata władzy, gdy manager nie może już mówić ludziom co mają robić, lub też pozycji w hierarchii, kiedy pomysły junior-developera są równie ważne jak architekta i nie muszą już przejść przez całą drabinę akceptacji. Może to być wreszcie strach przed zniszczeniem czegoś co stworzyliśmy wcześniej, kodu, procesu, czy produktu.

A dinozaur gdzie?

Dinozaurem nazywam dowolny twór, który choć już dawno powinien przestać istnieć w wyniku ewolucji, to wciąż jest sztucznie utrzymywany przy życiu. Dinozaurem może być formalna, bądź nieformalna polityka firmy spowalniająca efektywność organizacji, ale gwarantująca managerom prestiż, władzę i kontrolę. Na przykład podejmowanie wszystkich decyzji na szczeblach managerskich, ograniczanie komunikacji między działami, czy też uniemożliwienie poprawy procesów. Mogą to też być funkcjonalności, których utrzymywanie jest powodowane raczej sentymentem niż wartością biznesową, przestarzałe technologie, lub nieefektywne procesy biznesowe.

Duży może… mniej?

Najbardziej niebezpieczne są jednak te dinozaury, które są utrzymywane jedynie z obawy o utratę rynku i dochodów. Dlaczego megakorporacje często nie potrafią stworzyć przełomowych produktów, z którymi na rynku pojawiają się kilkoosobowe firmy? Przecież nie jest problemem brak potencjału, doświadczenia, znajomości rynku. Nie, tutaj bardzo często rządzi strach przed ubiciem dinozaura znoszącego złote jaja. I wtedy, zamiast wyznaczać kierunek rozwoju, korporacja próbuje ewoluować swojego dinozaura, starając się nadążyć za konkurencją. Wystarczy popatrzeć dookoła aby znaleźć pełno przykładów takich dinozaurów. Ja podam tylko jeden przykład, spoza software. Otóż 125 lat temu, w 1887 roku, Emil Berliner opatentował płytę gramofonową. Pozwoliło to zabrać muzykę ze sobą do domu i odtworzyć ją w dowolnym momencie na gramofonie. Od tego czasu nośnik zmieniał się parokrotnie, najpierw w kasetę magnetofonową, potem w płytę CD. Jednak koncepcja umieszczania nagrań na stosunkowo nietrwałym medium pozostała nie zmieniona. Dzisiaj, po ponad wieku, chcielibyśmy mieć możliwość odtworzenia ulubionego utworu na jednym z wielu posiadanych urządzeń - laptopie, ipodzie, wieży hi-fi i w odtwarzaczu samochodowym. Technicznie jest to jak najbardziej wykonalne i płyta CD jest nam do tego potrzebna jak piąte koło u wozu. Jednak wytwórnie płytowe używają wszystkich środków starając się utrzymać swojego dinozaura przy życiu. Nie można nawet posłuchać muzyki bez ich zgody. YouTube pełen jest filmów, z których usunięto dźwięk z powodu naruszenia praw autorskich, lub które nie są dostępne w danym kraju. A wszystko to jest jednocześnie tłumaczone dobrem klientów. Identycznie jest z filmami na DVD. Mając do wyboru albo wyprawę do sklepu po zakup płyty, na której umieszczone jest często kilka minut reklam i której nie można nawet skopiować, albo ściągnięcie tego filmu z internetu, to ile osób wybierze pierwszą opcję? Może już pora pozwolić temu dinozaurowi odejść?

Paleontologia

Ile dinozaurów Ty karmisz? Rozglądnij się i zastanów które z procesów, praktyk, usług i produktów utrzymujesz nie z uwagi na dobro swoich klientów, ale aby czegoś nie stracić. Przy najbliższej retrospektywie porozmawiaj ze swoim zespołem co z tego co robicie ma wartość dla klientów, użytkowników lub lokalnej społeczności. Czego pora się pozbyć? Być może, żeby znaleźć dinozaura, trzeba będzie poprosić o pomoc kogoś z zewnątrz. Jest to przecież jeden z powodów zatrudniania konsultantów, gdyż mają oni najmniej do stracenia. A początek roku to bardzo dobry czas na przewietrzenie magazynów i zmianę niektórych praktyk, czego nam wszystkim życzę.

Alea iACTA est

/Aktualizacja 03.02.2012/

Pisząc powyższy artykuł miesiąc temu nie wiedziałem jeszcze jaka burza czeka nas w związku z SOPA i ACTA. Ponieważ zrobiło się jednak dosyć głośno wokół tego tematu, postanowiłem odnaleźć prezentację "Free Culture, Free Code" Lawrence Lessig'a, założyciela Creative Commons. Mimo, że materiał ma już dziesięć lat to bardzo dobrze obrazuje co się teraz dzieje dookoła praw autorskich. To, co wydaje się mi być jednak najważniejsze w jego wypowiedzi, to stwierdzenie, że wszystko co tworzymy, budujemy na osiągnięciach przeszłości. Tym samym, ograniczając dostęp do prac innych, ograniczamy naszą kreatywność. Przepisy zamiast chronić prawa twórców, chronią monopol na daną dziedzinę. Jak to stwierdza Lawrence "żeby nikt nie mógł zrobić Korporacji Disney'a tego, co Disney zrobił braciom Grimm".

Oryginalna prezentacja Lessig'a z 2002-go roku jest dostępna (jeszcze :) na google video.

Darmowe też nielegalne?

W tym temacie warto też wspomnieć niedawną decyzję francuskiego sądu nakazującą Google zapłatę 500 000 Euro. Za co? Za wykorzystanie pozycji monopolistycznej i dostarczanie Google Maps za darmo, co spowodowało straty francuskiej firmy dostarczającej swoje mapy za opłatą (artykuł w Daily Star). Teraz możemy tylko czekać, aż Britannica zaskarży Wikipedie.

Na całe szczęście wartości, metodyki i praktyki Agile są wciąż jeszcze legalnie dostępne dla wszystkich.Jeżeli się to jednak zmieni, na pewno dam znać.