Od razu ruszono z przygotowaniami. Sportowcom z całego kraju kazano przybyć do stolicy. Ponieważ, okazało się, że dotarło tylko 21 uznano, że bramkarz będzie jednocześnie bronił w obu drużynach.
Wytyczono również boisko. Wprawdzie pewien inżynier krytykował, że powinno być płaskie, jednak szybko go zagłuszono, argumentując, że Nibyscrumia zawsze była górzysta, a obecnie nie ma na takie rzeczy czasu ani pieniędzy i z pewnością zrobi się to w przyszłym roku, najpóźniej następnym. W związku z tym nie było pewności, czy bramki ustawić na górze i na dole, czy po bokach, więc na wszelki wypadek zrobiono cztery.
Ponieważ zabrakło pieniędzy na trenerów piłkarskich, więc każdy zespół ćwiczył ten sport, który akurat znał, od rzutu kulą, przez skok o tyczce do badmintona. Wyjątkowo liczna okazała się natomiast liczba właścicieli wszelkiego rodzaju piłek, którzy zaraz po rozpoczęciu meczu wrzucili je na boisko karząc graczom kopać je do jednej z czterech bramek.
W związku z tym pierwszy gol padł już w trzeciej minucie. Mógł go wprawdzie obronić kulomiot, ale jak stwierdził w wywiadzie po meczu, wyraźnie miał napisane w kontrakcie, że jest napastnikiem, a nie obrońcą.
Po dziewięćdziesięciu minutach meczu, wynik wyniósł 3:1. Król, obserwujący wszystko z loży, uznał, że nie jest to wystarczająca ilość goli i kazał kontynuować dopóki nie padnie 10 goli. Znudzony ewidentnym brakiem zaangażowania graczy i oczekiwanych wyników, uznał, że piłka nożna w Nibyscrumii nie działa. Kazał odwołać kolejne mecze, a zawodnikom wrócić do uprawiania wcześniejszych sportów.
Oczywiście bajka ta nie ma nic wspólnego ze Scrumem. Jeżeli Ci się jednak spodobała przeczytaj moją drugą baśń dla informatyków.